Pulchne, pachnące i znikające z talerza nim zdążą na dobre ostygnąć - właśnie takie są bułeczki drożdżowe, które przyrządza moja mama. I choć przepis sam w sobie nie jest trudny, kluczem do sukcesu jest odpowiednia technika wyrabiania ciasta. Dzięki niej ciasto będzie rosło jak na drożdżach! Czasem myślę sobie, że są takie rzeczy, które mama powinna zrobić z córką, a których moja nigdy nie zrobiła ze mną. Odnajduję je w najgorszy możliwy sposób, czyli poprzez wszelkiego rodzaju doświadczenia życiowe, kiedy myślę sobie: „o ile byłoby mi teraz łatwiej, gdyby moja mama…”. Dziś dzielę się najważniejszymi z Moja mam robi najlepsze naleśniki pod słońcem. Od dzieciństwa jem tylko jej naleśniki. Potrafi również robić smaczne i apetycznie ciasta. Najlepiej wychodzi jej "Szarlotka'. Chciałabym podziękować jej za czas zmarnowany w kuchni, na robienie moich ulubionych naleśników i przepysznej szarlotkii. Właśnie siedzę i płaczę bo moja mama sądzi że nie znajdę pracy bo się do niczego nie nadaje i nic nie umiem. A ona mi nie pomoże bo ma związane ręce. Na kelnerke nie moge iść bo Napisz co twoja mama robi najlepiej i za co chcesz jej podziękować odrabiamy pl 10 listopada 2020 07:10 Kartkówki Widać, że to co robi jest jej pracą marzeń.Trudne pytania w wywiadzie po prostu muszą się pojawić, bo taka już jest natura tego typu spotkań.. 7:03 pm Na której stronie najlepiej spać? Zapamiętaj na całe życie; 7:02 pm Rydzyk ma poważny problem. Dowiedziałem się, ile wydaje miesięcznie – to pilny apel do wiernych; 7:00 pm Może powodować raka. Wielu z nas robi to regularnie. Specjaliści medyczni zalecają ostrożność Moja mama poszła dziś do mojej koleżanki po lekcje. Kiedy już odpisałam, moja koleżanka na gg napisała mi, że moja mama powiedziała że sama też mogłabym przyjsc po lekcje, ale nie przyszłam bo mam włosy przetłuszczone. no rzeczywiście miałam, bo chwilę temu umyłam, no ale [CENZURA] jak mogła mi taki wstyd zrobic i tak jej Tak naprawdę potrzebujesz 3 rzeczy: szczelnego słoika, suchego ryżu oraz czosnku. Najpierw podziel główkę czosnku na pojedyncze ząbki. Jednocześnie nie obieraj ich z łupin, ponieważ to naturalna ochrona czosnku. Kiedy ząbki czosnku będą już wstępnie przygotowane, umieść je w słoiku na przemian z ryżem. Na koniec zamknij Moja mama kochana jest Bo moja mama jest kochana Zawsze wesoła i roześmiana To ona pokazuje mi cały świat Dla niej jestem wiele wart Dla mojej mamy jestem słoneczkiem Gwiazdką, serduszkiem i koteczkiem Dla mojej mamy jestem kwiatem Skarbem, szczęściem i całym światem Narysuję dla taty słonika Z długą trąbą na szczęście, ty wiesz. Zapytaj psychologa. Witam, już nie wiem co robić. Moja mama pije. Mam 17 lat, ona 39. Jest jeszcze młoda i ładna, więc się rujnuje. Co więcej, moja mama nie wpada w binges, przez tydzień, dla dwojga. Po prostu kupuje sobie piwo i cicho sama, podczas gdy nikt nie widzi drinka. Tak, myślałem, że robi to, Rx8S. fot. Adobe Stock, etonastenka Choć to ja byłam młodszą siostrą, byłam też tą bardziej rozsądną i ogarniętą. Dorotka szalała na podwórku, potem na imprezach, nie dbając o naukę, opinię i ewentualne konsekwencje. To ja pomagałam jej w lekcjach, a potem powtarzałam, że powinna być odpowiedzialna. Mama w pewnej chwili poddała się, jeśli chodzi o Dorotę, do której zdawało się nic nie docierać. Jakimś cudem zdała maturę, mogła iść na studia, ale nie chciała. Zatrudniła się w małym sklepie spożywczym, by mieć własną kasę. No i owszem, coś tam zarabiała, ale wydawała wszystko na imprezy, ciuchy i alkohol. Jadła byle co i ledwie tyle, by przeżyć i nie wyglądać jak kościotrup. Wynajęła pokój w mieszkaniu studenckim, ponoć by uniezależnić się od mamy, ale tak naprawdę, by nie tłumaczyć się z późnych powrotów i co rusz nowych gości. Ona nie nadaje się na matkę! Ja dostałam się na obleganą stomatologię i ciężko pracowałam, żeby ukończyć te studia. Też bym poszalała od czasu do czasu, ale wiedziałam, że albo zabawa, albo zaliczone kolokwium. Albo impreza w weekend, albo nowe podręczniki. Rodzice nie spali na kasie, więc nie chciałam od nich brać więcej, niż naprawdę musiałam. Odbiję sobie, kiedy znajdę pracę. Będę chodzić do klubów, tak zachwalanych przez siostrę, pojadę na wakacje… Zrobiłam dyplom, zaczęłam pracę i rzeczywiście zaczęłam rekompensować sobie lata posuchy zabawowej. Tyle że wyjścia do klubów szybko mi się znudziły, alkohol jeszcze prędzej, bo mi szkodził, a wakacje… Okej, te smakowały najlepiej z całego zestawu. Zwłaszcza że nie jeździłam na nie sama. Na ostatnim roku związałam się z Jurkiem, który kończył wydział lekarski, i planowaliśmy wspólną przyszłość. Tymczasem Dorota na niedzielnym obiedzie ogłosiła radosną nowinę: – Jestem w ciąży. Spojrzeliśmy z rodzicami na siebie. – Nie pochwaliłaś się, że jesteś w związku – mruknęłam – i to na tyle poważnym… – Bo nie jestem. – To z kim jesteś w ciąży? Wiesz chociaż? Wzruszyła ramionami. – Boże… – szepnęła mama, a ojciec chrząknął i zadał zasadnicze pytanie: – I co teraz zamierzasz zrobić? Dorota znowu wzruszyła ramionami. – No a co mam zrobić? Urodzę. – A nie myślałaś… – Nie – przerwała mi, zanim zdążyłam cokolwiek zaproponować. Nie mogłam w to uwierzyć. Dorota – matką? Wciąż budżet jej się nie spinał i miała problemy z opłatami; sama „pożyczyłam” jej parę razy kasę na czynsz. Jak z takim podejściem wychowa dziecko? Za co je utrzyma? – Adopcja? – rzuciłam krótko, sondująco. Malutkie dzieci niemal natychmiast znajdowały rodziny, zwłaszcza jeśli miały jasną sytuację prawną. To byłaby szansa dla tego dziecka na wychowywanie się w pełnej rodzinie. Ale Dorota spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym zamierzała sprzedać jej dziecko handlarzom niewolników. – Jeszcze słowo, a wyjdę i nigdy nie wrócę. – Okej, milczę – uniosłam ugodowo ręce. Dorota zmieniła się nie do poznania O dziwo, Dorota od pierwszych tygodni ciąży zaczęła się zmieniać. Z dnia na dzień rzuciła palenie i odstawiła alkohol. Kawy nie dała rady się wyrzec, musiała wypić choć kubek dziennie, ale i tak wreszcie zadbała o siebie i swoje zdrowie. Choć pracowała przez cały czas, starała się nie przeciążać, dużo odpoczywała i odżywiała się właściwie. Muszę przyznać, że mi zaimponowała. Mama nadal jej nie ufała i bała się, co to będzie, jak już dziecko pojawi się na świecie. Czy mojej siostrze nie znudzi się bycie porządną i odpowiedzialną? Ale mimo tych obaw widać było, że nie może się doczekać wnuczki. A kiedy maleńka już się urodziła, Dorota okazała się naprawdę dobrą mamą. Działała instynktownie, nie bała się swojego dziecka, jak niektóre kobiety, panikujące na myśl o tym, że trzeba zmienić pieluchę albo odwrócić dziecko na brzuch. Ona robiła to wszystko naturalnie i z radością, nawet gdy była zmęczona. Czy jej zazdrościłam? Trudno powiedzieć. Gdzieś tam z tyłu głowy przewijały się myśli o powiększeniu rodziny, ale na razie nie mieliśmy na to z Jurkiem czasu. Zwyczajnie. Byliśmy na dorobku, biegaliśmy między przychodniami, gabinetami, szpitalami, rzadko widywaliśmy się w ciągu tygodnia w domu, zwykle już w łóżku, wieczorem, gdy zasypialiśmy w pół słowa. Gdzie w ten ciasny grafik wcisnąć jeszcze dziecko? Za to, gdy miałam wolną chwilę, chętnie spędzałam ją z małą Marysią. Uwielbiałam moją siostrzenicę. I podziwiałam moją starszą siostrę. Nadal była najlepszą matką na świecie. Marysia miała już ponad trzy lata, a ja nie widziałam Doroty z kieliszkiem czy papierosem w ręce. Nawet podczas świąt czy urodzin. – Muszę być zdrowa i odpowiedzialna, bo moja córka ma tylko mnie – mówiła. Zmieniła pracę. Nie siedziała już w sklepie – została sekretarką w niewielkiej firmie. Godziny pracy miała takie, że mogła odbierać dziecko ze żłobka, a potem z przedszkola. Nie imprezowała. Odmawiała starym znajomym, którzy kiedyś w dwie sekundy potrafili namówić ją do złego. Byliśmy naprawdę pod wrażeniem, gdy na dokładkę zaczęła przebąkiwała o zaocznych studiach. Chciała mieć lepsze wykształcenie, poszukać lepszej pracy i dawać dobry przykład swojej córce. – Dorotka, a może byś gdzieś wyskoczyła, co? – namawiałam ją. – Musisz czasem odetchnąć, rozerwać się, nawet zatęsknić za tym swoim skarbem… W końcu niemal siłą wypchnęliśmy ją z domu. W prezencie na urodziny kupiliśmy jej z Jurkiem dzień w spa. Masaż, zabieg na twarz, na dłonie, cuda na kiju. My w tym czasie zajmiemy się Marysią. Taki był plan. Widziałam, że Dorota miała ochotę, by skorzystać z prezentu, ale ciągle spoglądała na córkę. – Siora, weź, wyluzuj! – huknęłam na nią. – Coś ty taka świętsza od papieża się zrobiła? Przecież ci nie zagłodzę córki ani nie uprowadzę za granicę. Pobawimy się, wyjdziemy na plac zabaw. To już duża dziewczynka, ma prawie cztery lata, musisz się nią zacząć dzielić, trenować rozciąganie mentalnej pępowiny, a ja chętnie ją na te kilka godzin przytulę. No idź! Poszła. Przesłała mi zdjęcie, jak leży, przygotowana do masażu. Odpisałam jej, żeby się odprężyła i nie myślała o Marysi, która świetnie bawi się z wujkiem. Godzina, dwie, trzy, pięć… Dorota milczała, a ja byłam z niej dumna, że potrafi tyle wytrzymać i wreszcie poświęcić czas wyłącznie sobie. Ale po siedmiu godzinach zaczęłam zaglądać w telefon. Napisałam do niej, prosząc, by dała znać, jak będzie wracać. Robiło się ciemno, Marysia zasnęła u nas i nie wiedziałam, czy mam ją zatrzymać też na noc, czy Dorota po nią przyjedzie, więc mam ją wybudzać. Teraz ja się zajmę malutką Po dziesięciu godzinach, gdy było już całkiem ciemno, a Marysia spała jak suseł, zaczęłam dzwonić do Doroty. Abonent czasowo niedostępny, odpowiadał mi automat. – No to Dorotka chyba znowu poszła w tango… – mruknął Jurek, widząc, że się denerwuję. – Spuściliśmy ją ze smyczy… – Wypraszam sobie! To moja siostra, a nie jakiś pies! – zbeształam go. – Może telefon jej padł po prostu. Godzinę później zadzwoniła mama. Zapłakana. Dorota… już nie wróci. Nigdy. Została potrącona na przejściu dla pieszych. Samochód uderzył w nią z taką mocą, że zginęła na miejscu. Telefon wypadł mi z ręki. Zemdlałam. Jurek mnie docucił, ale nadal byłam oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć… Jak to: Dorota zginęła? Niemożliwe. To jakaś pomyłka, to musi być pomyłka! Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że… Nie, nie, nie! Boże… Marysia! Co teraz będzie z Marysią?! Jak my jej to powiemy? Najgorsze, że to wszystko moja wina. Tak czuję. Wiem, że to irracjonalne, że to pirat drogowy zabił moją siostrę, a nie ja, ale… to ja ją zmusiłam, żeby wyszła z domu, żeby się zabawiła, zrelaksowała… Jak mam żyć ze świadomością, że gdybym jej tak nie namawiała, jej córeczka nadal miałaby ukochaną mamę, za którą teraz płacze całymi dniami? Wiem, bo na razie zamieszkała u nas, choć moja mama, emerytowana nauczycielka, też chciałaby się nią zająć. Ale to nie na jej wiek, nie na jej zdrowie. Oczywiście wszyscy staramy się robić, co w naszej mocy, żeby małej niczego nie brakowało, ale nie zastąpimy jej Doroty. Tego jednego nie jesteśmy w stanie zrobić, mimo całego morza miłości, jakim ją otaczamy. W przyszłym tygodniu ruszy sprawa o ustanowienie mnie i mojego męża rodziną zastępczą dla Marysi. Chcemy ją adoptować, chcemy, by została naszą córką. Postaram się być najlepszą matką dla córki mojej siostry. Obiecałam Dorocie. Obiecuję jej to za każdym razem, gdy odwiedzam ją na cmentarzu. Czytaj także:„Moja przyjaciółka okłamała urząd i… uderzyła koleżankę! Co za desperacja, a to wszystko dla faceta”„Ojciec traktował mnie jak służbę. Wszystko miało być >>na już<<. Kiedy byłam zajęta swoimi sprawami, obrażał siꔄSąsiadka z piekła rodem, nie dawała mi żyć. Zagrałam w jej grę. Ona kładła mi kłody pod nogi, to ja poszczułam ją policją” Długo zastanawiałam się jak ugryźć ten temat. Jak zacząć, opowiedzieć to, co od bardzo dawna nie daje mi spokoju. Matka ma być matką. Koniec. Zauważyłaś już tę prawidłowość? Nie twierdzę, że macierzyństwo to nie powód do największej dumy na świecie. Oczywiście, że tak! W końcu stworzyłaś człowieka! Na starcie powinno wręczać się z tej okazji jakiś grubszy czek. Oj nie mów, że wystarczy Ci, że masz swoje ukochane maleństwo w końcu przy sobie. Ja absolutnie tego nie neguję, ale nagrodą w postaci brylantów napewno bym nie pogardziła 🙂 Wracając do tematu… Pamiętam jak po pierwszej ciąży, po najgorszym na świecie połogu (dwa następne to pestka przy tamtym), po kilkunastu tygodniach bycia tylko i wyłącznie dla swojego maluszka, umówiłam się z koleżankami na wieczorne wyjście do dyskoteki. Pomyślałaś już “jaka bezczelna! Wypomina dziecku, że była przy nim, kiedy ten najbardziej jej potrzebował!”? No właśnie… Bo z żartów, że matki wyjście do biedry traktują jak imprezę, to wszyscy się śmieją, ale gdy ta sama matka powie “idę na imprezę” to nagle połowa otoczenia robi grymas na twarzy podobny do tego, który robię ja, kiedy moje dziecko po raz setny wyleje na podłogę swój soczek. Tak, moja rodzina zrobiła wtedy dokładnie to samo. Matce nie wypada robić różnych rzeczy. I oczywiście rozumiem, że przy dziecku to raczej słabo wyglądają pewne zachowania, ale gdy tego dziecka nie ma? Mam wrażenie, że człowiekowi już zwykłej “kurwy” sobie rzucić nie można. Bo jak to tak?! Matka i takie słownictwo?! Porządna mama siedzi w domu na dupie i dzierga sweterki na drutach, a nie chodzi i po ulicach bluzga (tudzież w towarzystwie znajomych). Matce nie wypada 2 razy w tygodniu chodzić do kosmetyczki, bo “ciekawe co wtedy robią jej dzieci”, ubierać za często obcasów – “na bank nie chodzi ze swoim maluchem na rowerek”. Najlepiej, żeby ubierała się w wór pokutny, albo chociaż w stylówkę podobną do tej którą nosi jej dziecko. Ooo tak najlepiej by było! Bo przecież jak dbać o siebie przestanie, to zaraz jej wypomną, że mąż kochanki będzie szukać. Musi dbać, ale bez przesady. Kariery w Hollywood i tak już nie zrobi. Nie wypada pić jej piwa, wiadomo że lampka wina lepsza i to tylko raz w miesiącu, o fajkach nie ma nawet mowy. Muzyka? Musi, ale to musi znać wszystkie dziecięce hity. Bez tego ani rusz. I tutaj w ogóle nie żartuję, pamiętam jak jakiś czas temu znałam tylko dwie piosenki, w tym “aaa kotki dwa”. Ależ mi wstyd było! Ulubiony rap? No błagam! Nawet w samotności przestałam go słuchać, bo jak to tak? Matka?! Ma słuchać bluzgów zamiast muzyki?! Oj czułam się okropnie. Wyrzuty sumienia mnie żywcem zżerały. Sama się na tym łapię. Nie, że oceniam samą siebie, ale oceniam inne matki. Zupełnie bezsensu, wiem. Ale to silniejsze ode mnie! Wiem, że źle robię, ale podświadomie szukam wad u innych mam, tylko po to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że ja jestem najlepsza. Wiesz z czego to wynika? Z niepewności, z kompleksów. Żałosne… Kurcze serio żałosna jestem! Wiesz z czego rodzą się te wszystkie założenia, że prawdziwa matka ma być ucieleśnieniem ideałów i prawości? Właśnie z kompleksów i niepewności innych kobiet. Bo tak, chciałabym chcieć umieć wszystkie jagódkowe hity, chciałabym chcieć nie marzyć o wakacjach we dwójkę, tylko z mężem, o imprezie do rana na plaży i to takiej z alkoholem (what?!). Niestety wygodniej stwierdzić, że “nie wypada” niż szczerze odpowiedzieć “nie chce mi się, za stara jestem, nie mam czasu, już mnie to nie bawi”. Najgorzej, gdy jednak wciąż bawi, a sami siebie zamykamy w jakieś dziwne oczekiwania, a później stwierdzamy “dziecko ogranicza”. Bo może i faktycznie ogranicza, ale swobodę w korzystaniu z toalety, a nie to jakim człowiekiem się jest. Moja mama jest osobą niezwykle ciepłą i radosną. Gdy mam jakikolwiek problem, biegnę lub dzwonię do niej wyżalić się. Ona jako jedyna w rodzinie potrafi szybko sprowadzić mnie do pionu. Mówi – Nie martw się, tak miało być, zobaczysz wyniknie z tego coś dobrego – z takim przekonaniem, że ja wiem, że tak będzie i momentalnie czuję się lepiej. W ogóle jest zawsze przy mnie i mogę zwrócić się do niej ze wszystkim. Taka mama to skarb! Zapytałam ją, jak to robi, że jest zawsze w dobrym humorze? Nigdy nie narzeka, odnajduje się w każdej sytuacji i radzi sobie ze wszystkimi problemami. Wcale nie ma ich mniej, niż ja. Jest cały czas w ruchu Śmieję się często mówiąc, że moja mama nie potrafi odpoczywać. Ciągle jest w biegu, rzadko można ją zastać w domu, chyba że późnym wieczorem, a jeśli już to sprzątającą, myjącą okna, gotującą, czytającą, przesadzającą kwiaty. Cały czas coś robi. To jej sposób na to, aby nie myśleć o głupotach, nie martwić się na zapas i nie rozpamiętywać przeszłości. Skąd bierze na to wszystko siłę? Im więcej robi, tym więcej jej ma. Paradoksalnie jeśli długo przebywamy w łóżku, szybko czujemy się znużeni i zmęczeni. Działanie napędza działanie. Moja mama mówi, że w ten sposób odpoczywa. Gdy bierze urlop w pracy – nadal jest aktywna zawodowo – nie spędza go w domu przed telewizorem. Poświęca wolny czas na porządki w mieszkaniu, spotyka się z koleżanką, robi zakupy, przygotowuje obiad i dużo czyta. Codziennie poświęca czas na modlitwę Moja mama pracuje na pełen etat w dużej firmie. Jej praca jest wymagająca i odpowiedzialna, często wiąże się ze sporym stresem. Domyślam się, że gdybym była na jej miejscu pierwsze co bym zrobiła po powrocie do domu, to wyciągnęłabym się na łóżku i tak już została do wieczora. Moja mama w drodze do domu robi zakupy, potem obiad, a o 18 codziennie jest w Kościele. Bez względu na pogodę. Gdy pytam ją, jak to możliwe, by po całym dniu bieganiny, miała jeszcze chęć na Mszę Św.? Odpowiada zawsze to samo – Bóg daje mi siłę. Codzienna modlitwa napełnia jej baterie do pełna, by następnego dnia miała wystarczająco dużo energii na wszystkie zadania. Jest to też dla niej okazja do kontemplacji i wyciszenia. Działa zamiast myśleć Jeśli pojawia się jakiś problem, moja mama zaczyna działać. Nie rozmyśla, nie rozkłada go na czynniki pierwsze, nie zastanawia się jaki będzie wynik, po prostu szuka rozwiązania. Nie analizuje, co będzie, gdy jej się nie uda. Nawet jeśli coś nie idzie po jej myśli, nie rozpacza. Wie, że życie nie składa się z samych wzlotów i akceptuje niepowodzenia. Mam wrażenie, że ich w ogóle nie doświadcza, ale prawdą jest, że szybko przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Po prostu przyjmuje to, co przynosi jej życie. Ma niewygórowane oczekiwania wobec życia Kiedyś zapytałam mojej mamy jakie są jej marzenia. Powiedziała, że ma w sumie dwa. Chciałaby na emeryturze być mobilna i mieć do swojej dyspozycji samochód – obecny pomału się rozsypuje – oraz raz w roku wyjechać na zagraniczną pielgrzymkę. Do tej pory była w Jerozolimie, Lassalette we Francji, we Włoszech i w Medjugorie. Pielgrzymki dają jej ogromną siłę; z każdej takiej wyprawy wraca zupełnie odmieniona, pełna wiary i miłości. Jeśli nie mamy wygórowanych wymagań wobec życia, rzadziej czujemy się rozczarowani. Zdaję sobie sprawę, że warto od siebie wymagać więcej i dążyć do realizacji swoich marzeń, mierzyć wyżej, ale czasami nasze aspiracje są coraz większe, wręcz nieosiągalne i ze względu na niepowodzenia tracimy motywację. Marzenia mojej mamy są w jej zasięgu, ale wiem też, że gdyby nie udało jej się ich spełnić, nadal będzie cieszyć się życiem. Nie martwi się na zapas, ani tym na co nie ma wpływu Gdy mówię mojej mamie o swoich obawach, związanych z wydarzeniami w przyszłości, zawsze odpowiada – Teraz się nad tym nie zastanawiaj i nie twórz scenariuszy, zostaw wszystko swojemu biegowi, zobaczysz, że wszystko się ułoży. I przeważnie tak się dzieje. Chyba jeszcze żaden czarny scenariusz się nie sprawdził. Podobnie jest ze sprawami, na które nie mamy wpływu. Nie warto zaprzątać sobie nimi głowy, jeśli nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Angażuje się w pełni w wykonywane zadania Jeśli gotuje to gotuje, jeśli czyta to czyta, jeśli się modli to całą sobą, jeśli sprząta to sprząta. Nie robi dwóch czynności na raz, dzięki czemu może całą swoją uwagę skupić na jednej. Szybko podejmuje decyzje i już się nie cofa. Według mnie takie podejście znacząco wpływa na naszą efektywność. Moja mama nie ma Facebooka, z Internetu korzysta sporadycznie i głównie w pracy. Telewizor jest prawie zawsze wyłączony. Nie rozpraszają ją komunikaty przychodzące ze smartfona, bo nadal korzysta ze starego modelu Nokii i nie chce go wymieniać na nowoczesny telefon z ekranem dotykowym. Bo po co? Telefon służy jej jedynie do dzwonienia i wysyłania sms-ów. Myślę, że ludzie bez tej całej technologii, która codzienne atakuje nas ze wszystkich stron, byli szczęśliwsi i mieli więcej czasu na prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem. Nie na fejsie. Dostrzega piękno świata i cieszy się z małych rzeczy Jak mało kto potrafi zachwycić się zachodzącym słońcem, spacerem w lesie, nawet kwiatkiem doniczkowym, który nagle wypuszcza pierwsze pąki. Nie potrzebuje wyjazdów zagranicznych, by dostrzec, że świat jest piękny. Widzi go każdego dnia wyglądając przez okno, wracając z pracy, pielęgnując rośliny w mieszkaniu. Czerpie radość z obcowania z naturą. Ma rękę do kwiatów, szczególnie doniczkowych. Jej mieszkanie jest czyste, przestronne i bardzo zadbane. Cieszy ją każdy nowy gadżet, choć nie jest typem zbieracza, jej mieszkanie ma swoisty, trochę folkowy klimat. Każdy element ma swoje miejsce, stworzyła w swoim mieszkaniu – z resztą w każdym miejscu, w którym mieszkaliśmy – ciepłą i rodzinną atmosferę. Umie prosić o pomoc Jeden zięć naprawia samochód, drugi pomaga w remoncie mieszkania. Kuzyn odrestaurowuje meble i robi po kosztach piękny dębowy stół. Moja mama nie ma obaw przed poproszeniem o pomoc nawet obcej osoby spotkanej na ulicy, gdy zepsuje jej się samochód i zawsze tę pomoc otrzymuje. Sama nie pozostaje dłużna i jeśli trzeba służy pomocą. Jest otwarta i serdeczna i szybko zjednuje sobie ludzi. Moja mama jest najwspanialszą mamą na świecie i jestem jej bardzo wdzięczna za jej bezinteresowną miłość. Cechuje ją duża pokora, nigdy nie narzuca swojego zdania, ale zawsze stara się udzielić mądrej, życiowej rady. Uczę się od niej takiego podejścia do życia. Akceptacja, pokora, wdzięczność, to cechy, które pomagają przyjmować, to co przynosi życie i dostrzegać wartość w każdym zdarzeniu, nawet trudnym. Jestem ciekawa od kogo Wy czerpiecie siłę i umiejętność cieszenia się życiem. Czy są w Waszym otoczeniu osoby, które są zawsze radosne? A może Wy tacy jesteście i możecie podzielić się swoimi sposobami na udane i szczęśliwe życie. Dorota Zalepa Hej! Mam na imię Dorota i kocham celebrować życie. Moją receptą na szczęście jest bycie tu i teraz oraz szukanie szczęścia w małych rzeczach. Cenię zdrowe odżywianie i naturalną pielęgnację, a także modę w rytmie SLOW, gdzie nie ilość, ale jakość ma największe znacznie.