Wykrwawienie po porodzie było przyczyną śmierci 22-letniej kobiety znalezionej wraz z martwym noworodkiem w gdańskim mieszkaniu. Jej dziecko — noworodek zmarło na skutek obrażeń głowy
Portal RMF24 donosi, że w Szczecinie doszło do tragedii. Półtoraroczne dziecko zmarło po tym, jak na wiele godzin zostało nieumyślnie zamknięte w samochodzie. Jak wynika z ustaleń portalu
Po porodzie założyli jej 200 szwów. Danielle postanowiła opisać też jak wyglądała jej rzeczywistość po porodzie. Kiedy dziecko przyszło na świat założono jej aż 200 szwów. Jej pociecha ważyła pięć kilogramów, a standardowa waga maluchów urodzonych pomiędzy 38., a 42 tygodniem to między 3,4, a 3,5 kg. Pod filmem pojawiło
Wynikało z nich, że w 2021 r. zmarło w Polsce 26 kobiet (12 w ciąży, 14 po porodzie). Jednak nie ze wszystkich placówek udało się zebrać informacje. Poza tym cześć zgonów mogła być związana z COVID-19.
Dokładnie 1 września urodziłam synka. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Rodziłam niecałe trzy godziny i nareszcie mogłam przytulić Franusia. Zdrowego, pięknego chłopca. Ból porodowy od razu poszedł w niepamięć. O dolegliwościach połogowych nie myślałam. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu z synkiem
12 lat temu Lucyna K. urodziła w szpitalu na ul. Polnej w Poznaniu córeczkę Jagódkę. Niestety, kobieta zmarła tuż po porodzie, a dziecko - kilkanaście godzin później. Do tragedii doszło
Tym razem od razu po porodzie tuliliśmy do siebie nasze dziecko, wierząc, że damy mu dom, rodzinę i szczęście. Tym razem nie zawiodłem. Zawiodłem tamto dziecko, zostawiając je samo w szpitalu, bez poczucia bezpieczeństwa i miłości, bez dużej, ciepłej dłoni, w której mogłoby schować swoją małą rączkę. Myślę o niej
Ta historia to gotowy scenariusz na film. María Angélica González z Chile tuż po porodzie usłyszała, że jej dziecko urodziło się przedwcześnie i wymagało umieszczenia w inkubatorze
Toksoplazma może spowodować u dziecka zaburzenia narządu wzroku oraz zaburzenia motoryki i rozwoju psychicznego. Różyczka. Największe ryzyko powstania wad wrodzonych u płody występuje w przypadku zakażenia do 12 tygodnia ciąży. Wówczas może doprowadzić do poronienia lub wystąpienia wad wrodzonych serca płodu, jego narządów
Moje dziecko zmarło po porodzie na skutek błędu, jak walczyć o sprawiedliwość? Strata dziecka po porodzie na skutek zaniedbań i błędów w szpitalu, jak uzyskać odszkodowanie? Strata dziecka nienarodzonego w związku ze źle prowadzoną ciążą przez lekarza, a odszkodowanie?
VYGlDE. Dziecko, które umiera, w którymkolwiek momencie swojego życia, choćby przed swoimi narodzinami, jest takim samym człowiekiem jak Ty czy ja. Należy mu się szacunek, godne traktowanie, a zatem i godny pochówek. Prawo zapewnia nam możliwość godnego pochówku dziecka, także tego, które zmarło przed swoimi narodzinami. Poniżej podane są informacje pomocne rodzicom dla pochowania ich dziecka. KROKI POSTĘPOWANIA w celu pochowania dziecka zmarłego przed narodzeniem: – Jeśli rodzice dowiadują się w szpitalu, że ich dziecko zmarło, warto od razu zastrzec chęć odbioru jego ciała. – Szpital na prośbę rodzica ma obowiązek wystawić pisemne zgłoszenie urodzenia martwego dziecka, w którym wymagane jest określenie płci dziecka. W przypadku niemożności stwierdzenia płci rodzice mogą: Pierwsza możliwość: Wykonać badania genetyczne na własny koszt w celu określenia płci dziecka. Lekarz na podstawie wyniku badań wystawia zgłoszenie urodzenia martwego dziecka ↓ Rodzic dziecka lub oboje (jeśli nie są małżeństwem) rejestruje dziecko w Urzędzie Stanu Cywilnego w celu otrzymania aktu urodzenia dziecka z adnotacją, iż dziecko urodziło się martwe. ↓ Akt urodzenia z odpowiednią adnotacją jest dokumentem potrzebnym do: – przeprowadzenia pogrzebu, – uzyskania należącego się matce dziecka 8 tygodniowego płatnego urlopu macierzyńskiego oraz wypłaty zasiłku pogrzebowego z ZUS. Przysługują także świadczenia związane ze śmiercią członka najbliższej rodziny: urlop okolicznościowy (2 dni). lub drugie rozwiązanie: Poprosić o wydanie karty zgonu w celu pochówku (nie wymagane podanie płci). W tym przypadku pochówek dokonywany jest na koszt własny rodziców (nie wypłacany jest zasiłek pogrzebowy). Matka dziecka nie otrzymuje również płatnego urlopu macierzyńskiego. FORMALNOŚCI POGRZEBOWE Zgodnie z Polskim prawem rodzice mogą pochować swoje dziecko bez względu na czas trwania ciąży. Mogą tego dokonać na cmentarzu parafialnym bądź komunalnym Jeśli rodzice zrezygnują z tego prawa i nie odbiorą ciała dziecka obowiązek pogrzebu spada na gminę. We Wrocławiu od 2014 roku dzieci te są chowane w zbiorowym Grobowcu Dziecka Nienarodzonego na Cmentarzu Osobowickim (kwatera 79). Warto pamiętać, że każda osoba, która zgłosi chęć pochowania zmarłego dziecka, może to uczynić. Należy jednak zaznaczyć, iż pochowanie dziecka przez rodziców we własnym zakresie pomaga im w dobrym przebyciu żałoby po śmierci ich maleństwa. Jeśli rodzice, którzy odebrali ze szpitala ciało dziecka, pragną pogrzebu katolickiego zgłaszają się do parafii z odpisem aktu urodzenia lub kartą zgonu i proszę o pogrzeb wg formularza pogrzebu dziecka nieochrzczonego. Rytuał pogrzebowy przewiduje pełny pogrzeb w obecności ciała dziecka. Msza Święta odprawiana jest w szatach koloru białego. Teksty odmawianych modlitw, specjalnie dostosowane do sytuacji straty dziecka nieochrzczonego, wskazują, że jest to raczej msza w intencji tych, którzy cierpią z powodu straty dziecka. „Boże, Ty przenikasz ludzkie serca i udzielasz im pociechy. Ty znasz wiarę tych rodziców. Utwierdź ich przekonanie, że dziecko, które opłakują, ogarnia Twoja ojcowska miłość.” Uwagi: -Warto pamiętać, że ciału martwo urodzonego dziecka bez względu na czas trwania ciąży należny jest szacunek, przysługujący według przepisów obowiązującego prawa, każdemu zmarłemu. Zachowania godzące w prawa rodziców do godnego traktowania ich dziecka po śmierci oraz ich samych, mogą stanowić naruszenie dóbr osobistych, konstytucyjnie chronionych. -Rodzice mają prawo do uzyskania całości dokumentacji medycznej dotyczącej przebiegu ciąży oraz porodu albo poronienia -Prawo do rejestracji w USC oraz pochówku dotyczy także tych dzieci, które zostały poronione/urodzone w domu – lekarz pogotowia lub prowadzący ciążę powinien wypełnić stosowne dokumenty – Prawo do rejestracji dziecka w USC dotyczy także dzieci, które zostały poronione/urodzone poza granicami Polski, nawet jeśli państwo, w którym doszło do poronienia/porodu prawo to ogranicza np. ze względu na długość trwania ciąży. – W przypadku posiadania ubezpieczenia na wypadek śmierci dziecka należy się wypłata odszkodowania niezależnie od jego wieku. – Po wypisaniu żony ze szpitala, mąż może otrzymać od lekarza rodzinnego zwolnienie lekarskie na opiekę nad żoną na okres do 1 miesiąca, co jest związane z wypłatą zasiłku opiekuńczego. Diagnostyka i leczenie: – Warto starać się w miarę możliwości zdiagnozować przyczynę poronienia. Na pewno warto zacząć prowadzić obserwacje cyklu i skonsultować się z lekarzem specjalizującym się w Naprotechnologii, który będzie miał więcej narzędzi do zdiagnozowania prawdopodobnych przyczyn poronienia. Badania hormonalne progesteronu, w określonych dniach cyklu kobiety, umożliwiają zastosowanie odpowiedniego leczenia. Więcej informacji na ten temat można znaleźć w serwisie: Gdzie szukać pomocy we Wrocławiu: – Centrum Troski o Płodność ( diagnostyka i leczenie przyczyn poronienia) Grupoa wsparcia dla rodziców po stracie dziecka i Poradnia Rodzinna (wsparcie psychologiczne i terapia) przy Fundacji Evangelium Vitae: – Wrocławskie Hospicjum dla dzieci (otwarta grupa wsparcia dla rodziców po stracie dziecka): – Poradnie Rodzinne (wsparcie psychologiczne) finansowane przez Urząd Miasta: – Grupy wsparcia dla rodziców po stracie są prowadzone przez Fundację By Dalej Iść: – Bardzo dużo pomocnych tekstów i informacji można znaleźć na stronie oraz na – Dyżur telefoniczny Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu (pomoc prawna) tel. 692 006 778 – Bezpłatna infolinia Rzecznika Praw Pacjenta przy Ministrze Zdrowia: 0 800 190 590 Świadectwo mamy: Życie Michałka zamknęło się między Triduum Paschalnym a Wniebowstąpieniem Pana Jezusa. Tamta wiosna była szczególna. Wszystko pachniało, kwitło – cała przyroda kipiała radością… i ja razem z nią. Pamiętam tą niedzielę Wniebowstąpienia, kiedy była dziękczynna Msza Św. za poczęcie naszego Synka. Było tak ciepło i cudownie w powietrzu. Nawet w kościele zrobiło mi się słabo – normalne w stanie błogosławionym. W następną niedzielę mimo słońca pogody już było mi tak jakoś zimno… Potem byłam u lekarza. Planowa wizyta. I te słowa: “Nie słyszę tętna. To stało się jakiś tydzień temu.” Nie docierało do mnie co ten lekarz mówi. Nawet płakać nie mogłam. Wybiegłam na ulicę, widziałam, że ludzie normalnie się śpieszą jakby nigdy nic. To było takie dziwne – nic nie było już jak przedtem. W domu dopiero płacz i córeczka bezsilnie kopiąca kanapę, setki pytań. A więc zdążyliśmy choć podziękować Bogu za dar tak krótkiego życia Synka. To jedynie było ukojeniem, po bezdusznych procedurach w szpitalu. Nie dano nam okazji by się z Nim pożegnać, wyśmiano. Wszystko działo się za szybko. Prosto ze szpitala wsiadłam w pociąg i dotarłam na rekolekcje gdzie czekała na mnie reszta rodziny. Tak sama chciałam. Nie mogłam wracać do pustego domu. Dziś gdy od śmierci Michałka minęły ponad dwa lata wreszcie zrozumiałam, że Pan Bóg go zabrał, bo to Dzieciątko okazało się ważniejsze od Niego samego. Ale Bóg zbierał z wielką delikatnością każdą moją łzę i mimo wszytko widzę dobro i owoce tego krótkiego Życia. Dziś mogę Mu dziękować za dar życia Michałka. Dziś wiem, że jest świętym wpatrującym się w oblicze Boga samego i naszym bliskim orędownikiem przed Jego tronem. Agnieszka MODLITWA Boże, nasz Ojcze, czas upływa, a mnie łzy napływają do oczu, w sercu mam jakby ciężar…Ty dobrze wiesz, jak bardzo chciałam urodzić to dziecko, które nosiłam w sobie. Świadomie i dobrowolnie nie robiłam niczego przeciwko niemu ani przeciw jego życiu, a jednak… stało się…! Umarło, zanim mogłam je zobaczyć, przytulić, nakarmić; zanim ono mogło zobaczyć świat i twarze swoich rodziców. Wierzę jednak, że to dziecko żyje u Ciebie i jest szczęśliwe. To powinno mnie uspokajać, tym bardziej że nie było w tej śmierci mojej winy, bo nie miałam złej woli. Jednak szatan korzysta z mojego smutku, próbuje uderzać w moje serce i wchodzić między mnie a Ciebie, mój Ojcze Niebieski! Chce koniecznie wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, że może coś zaniedbałam, za mało się oszczędzałam, mogłam coś jeszcze robić. Przez to chce wejść między Ciebie i mnie, wzbudzić lęk, rozgoryczenie, poczucie życiowej pustki, chce mnie odciągnąć od modlitwy. Boże, nie pozwalaj mu na to! Przezwyciężając tę „chmurę”, która mnie otacza i dusi, z pewnym wysiłkiem modlę się do Ciebie: Dziękuję Ci, Boże, za tak krótkie życie ziemskie tego maleńkiego dziecka, przez które zdążyło sobie ono zasłużyć na szczęście wieczne! Wielbię Cię w wypełnieniu się Twojego Ojcowskiego planu wobec niego i w Twojej decyzji, by właśnie w tej, a nie w innej godzinie, posłać Anioła Śmierci po jego duszę. Ty wiedziałeś, co jest dla niego najlepsze, i to właśnie otrzymało z Twej dobroci. Umierając, uniknęło okazji do grzechu i pokus szatana. Pozwól mi, Boże, spotkać moje dziecko w chwale Nieba, a teraz wysłuchaj jego modlitw, które zanosi do Ciebie za swoimi bliskimi. Na jego prośbę napełnij moje serce swoim pokojem. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Oczekiwania rodziców po stracie dziecka 1. Chciałabym, by moje dziecko nie umarło. Chciałabym mieć je z powrotem. 2. Chciałbym, abyś się nie bał wymawiać imienia mojego dziecka. Moje dziecko istniało i było dla mnie bardzo ważne. Potrzebuję usłyszeć, że było ono ważne także dla Ciebie. 3. Jeśli płaczę lub reaguję emocjonalnie, gdy mówisz o moim dziecku, chciałabym, byś wiedział, że to nie dlatego, że mnie ranisz. Czuję wówczas, że pamiętasz; czuję twoją troskę! To śmierć mojego dziecka jest przyczyną moich łez. Rozmawiając ze mną o moim dziecku, pozwoliłeś mi podzielić się smutkiem. Dziękuję Ci za to. 4. Chciałbym, abyś nie „zabijał” ponownie mego dziecka, usuwając ze swojego domu jego zdjęcia, rysunki, pamiątki po nim. 5. Bycie rodzicem w żałobie nie jest zaraźliwe, więc chciałbym, byś mnie nie unikał. Potrzebuję Cię teraz bardziej niż kiedykolwiek. 6. Potrzebuję urozmaicenia, chcę usłyszeć, co u Ciebie, lecz chcę także, byś i ty mnie słuchał. Mogę być smutna. Mogę płakać, lecz chciałabym, byś pozwolił mi mówić o moim dziecku. To mój ulubiony temat. 7. Wiem, że często o mnie myślisz i się za mnie modlisz. Wiem, że śmierć mojego dziecka boli Cię także. Chciałabym o tym usłyszeć: powiedz mi to przez telefon, napisz list lub uściśnij mnie. 8. Chciałabym, abyś nie oczekiwał, że moja żałoba skończy się wraz z upływem sześciu miesięcy. Pierwsze miesiące są dla mnie szczególnie traumatyczne; chciałabym jednak byś zrozumiał, że mój żal nie będzie mieć końca. Będę cierpiał z powodu śmierci mojego dziecka aż do ostatniego dnia mego życia. 9. Naprawdę staram się „zaleczyć”, chciałabym jednak byś zrozumiał, że nigdy nie będę w pełni wyleczona. Zawsze będę tęskniła za moim dzieckiem i będę pełna żalu, że już nie żyje. 10. Chciałabym, abyś nie oczekiwał ode mnie „niemyślenia o tym” lub „bycia szczęśliwą”. Przez długi czas nie sprostam żadnemu z tych oczekiwań. 11. Nie chciałbym, abyś traktował mnie jak „obiekt litości”, chciałbym jednak byś pozwolił mi na smutek. Zanim się „wyleczę”, to musi boleć. 12. Chciałabym, abyś zrozumiał, że moje życie roztrzaskało się w drobny mak. Wiem, że to przygnębiające być blisko mnie, gdy tak czuję. Proszę bądź cierpliwy w stosunku do mnie, tak jak i ja jestem. 13. Gdy mówię „u mnie w porządku”, chciałabym, byś zrozumiał, że nie jest mi dobrze, a każdy dzień to zmaganie się ze śmiercią mojego dziecka. 14. Chciałabym, byś wiedział, że wszystkie moje reakcje związane z żałobą są normalne. Możesz spodziewać się depresji, złości, wszechogarniającego poczucia beznadziei i smutku. Proszę więc, wybacz mi, że czasem jestem cicha i wycofana, innym zaś razem irytuję się i zachowuję ekscentrycznie. 15. Twoja rada, a by „żyć dzień za dniem” i tak odmierzać czas, jest doskonała. Jednak w tej chwili dzień to zbyt dużo i zbyt szybko dla mnie. Chciałabym czuć, że daję sobie radę z godziny na godzinę. 16. Zaproponuj od czasu do czasu, żeby pojechać ze mną na cmentarz, zapalić lampkę, pomilczeć chwilę. Nie za często, tylko czasami. Daj mi znać, że pamiętasz. 17. Nie mów: jesteś młoda, będziesz miała kolejne dzieci. Być może będzie dane mi się cieszyć jeszcze niejednym dzieckiem, najpierw jednak muszę opłakać to, które odeszło. I żadne inne dziecko mi go nie zastąpi. 18. Najważniejsze: Wspomnij czasem o moim dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie. M. Harrison 15 października – Dzień Dziecka Nienarodzonego obchodzony jest w wielu krajach, w tym także w Polsce. Informacje o wrocławskich obchodach dnia dziecka nienarodzonego dostępne są na stronach oraz
fot. Adobe Stock Zakończyłam wyjątkowo ciężką rozmowę z klientem i poprosiłam swoją asystentkę, żeby zrobiła mi filiżankę herbaty. Miałam kwadrans wolnego czasu przed kolejnym spotkaniem. Tym razem z młodym i obiecującym prawnikiem, którego poleciła mi przyjaciółka wykładająca na uniwersytecie. – Zauważyłam go już na pierwszym roku, a teraz, po jego magisterium, jestem pewna, że to prawdziwy nieoszlifowany diament – powiedziała mi. – Moim zdaniem stanie się ozdobą twojej kolekcji. Kolekcji… Tak, to prawda, przykładałam wyjątkową wagę do tego, jakie osoby zatrudniam w rodzinnej kancelarii. Czyż nie było to moim obowiązkiem wobec ojca i dziadka? To oni byli prawnikami i założycielami, a ja tylko kontynuowałam ich dzieło. Dzieło, które najwyraźniej miało umrzeć wraz ze mną! Dziadek jeszcze dwa lata temu, leżąc na łożu śmierci, wierzył, że dam mu prawnuka, dziedzica nazwiska Głódkowski i spadkobiercę prawniczej schedy. A mój ojciec nie pozbył się tej nadziei do dziś. Wolne żarty! Miałam 42 lata i nie zamierzałam wychodzić za mąż, a już na pewno zachodzić w ciążę. Myśl o dziecku zawsze sprawiała, że robiło mi się niedobrze… – Pani mecenas, przyszedł już pan Rafał Janicki – zaanonsowała mi sekretarka, odrywając od niewesołych myśli. – To świetnie! Niech wejdzie! – przybrałam zawodowy uśmiech. Byłam ciekawa czy będzie jeszcze jednym z tych młodych wilków w eleganckim garniturze, który leży na nim tak, jakby się w nim urodził? Ale chłopak, który wszedł, nie pasował do żadnego z moich wyobrażeń… Był wysoki i postawny, samą swoją prezencją wymuszał szacunek. Inteligentne oczy patrzyły zza szkieł dobrze dobranych okularów, które dodawały mu lat i chyba o to właśnie chodziło. Zauważyłam także, że mankiety koszuli ma spięte dyskretnie eleganckimi spinkami. Nie sądziłam, że ktoś tak młody może zrezygnować z wygodnych guzików na rzecz czegoś takiego. Malwina miała rację, on jest fenomenalny! – pomyślałam. Utwierdziła mnie w tym rozmowa z Rafałem. Był błyskotliwy, ale nie nachalnie. W jego głosie czuło się respekt, lecz wiedziałam także doskonale, że gdyby przyszło mu bronić swoich racji, to zaatakowałby bez pardonu, wytaczając przeciwko mnie cały dostępny sobie arsenał. „Wróżę mu wielką karierę! – pomyślałam, gdy wyszedł. – To doskonały nabytek dla naszej kancelarii”. Następne miesiące pracy z Rafałem tylko mnie utwierdziły w tym przekonaniu. Zadbałam o to, aby pomagał mi we wszystkich najtrudniejszych sprawach, zdobywając w ten sposób niezbędne doświadczenie. Moja sympatia do tego chłopaka rzucała się w oczy i wiedziałam o tym, że pracownicy zaczynają szeptać o pupilku. Wysunięto nawet przypuszczenia, że został moim kochankiem. „To mi pochlebia… – pomyślałam, spoglądając pewnego ranka w lustro. – No cóż, sądząc po jego metryce jest ode mnie młodszy tylko o siedemnaście lat”. Siedemnaście… Ta cyfra mimowolnie przywołała wspomnienia, które natychmiast od siebie odegnałam. Wiele lat temu postanowiłam, że albo przestanę myśleć o tamtej sprawie, albo zwariuję. Wybrałam to pierwsze, lecz najwyraźniej gdzieś w zakamarkach mojej duszy gotował się tamten jad, bo przecież nie byłam w stanie zbudować związku z żadnym mężczyzną. I romans z Rafałem także nie wchodził w grę! Pociągał mnie, to prawda, ale… w jakiś szczególny i niezrozumiały dla mnie sposób. Na pewno nie jako kochanek. Zresztą byłam akurat pewna, że Rafał nigdy by nie przystał na taki rodzaj zażyłości. Był zbyt dumny i ambitny, aby robić karierę przez łóżko szefowej. Wiedziałam, że pochodził z dobrej rodziny zamożnych aptekarzy i spędził szczęśliwe dzieciństwo w małym miasteczku. Kiedyś mi powiedział, że podoba mu się w mojej kancelarii właśnie to, że jest rodzinna. – Dobrze się czuję w tej atmosferze, apteka moich rodziców też jest rodzinnym biznesem – powiedział. – I ty nie poszedłeś na farmację? – zdumiałam się. – Dla mnie było jasne, odkąd skończyłam pięć lat, że sąd będzie moim drugim domem! – wykrzyknęłam. Uśmiechnął się. – Widocznie nie mam w sobie aptekarskich genów. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro jestem ich adoptowanym synem. Mają jeszcze rodzonego, Pawła i on na pewno przejmie interes. Aż się do tego pali! Zaskoczył mnie tym wyznaniem. – Wiesz, że zostałeś adoptowany? – zdziwiłam się. – Rodzice od początku nie ukrywali przede mną prawdy – powiedział. – Są naprawdę wspaniali, zawsze mnie kochali i nigdy nie czułem się obcy, nawet wtedy gdy po latach bezowocnych starań urodził im się jednak syn – powiedział. – To muszą być wspaniali ludzie, kiedyś chętnie ich poznam! – wyrwało mi się szczerze i zamilkłam speszona, bo zabrzmiało to chyba dziwnie. W końcu szefowe raczej nie umawiają się na wizyty do rodziny swoich podwładnych. Czyżbym więc już wtedy coś przeczuwała? Mijały kolejne miesiące, Rafał wyraźnie stał się moją prawą ręką i nawet mój ojciec to zauważył. – Już ci chyba do niczego nie jestem potrzebny, przestałaś się mnie radzić w wielu sprawach – powiedział. – Czy to ma jakiś związek z tym młodym człowiekiem? – Nie, to ma związek z tym, że jestem dorosła i doświadczona – zripostowałam. Nie mogę powiedzieć, żebym nie kochała swojego ojca. W jakiś sposób na pewno darzyłam go uczuciem, ale… Zupełnie inaczej, niż Rafał swoich rodziców. Miał dla nich tyle czułości, której zdecydowanie brakowało w moim związku z ojcem. I z matką także nie miałam podobnych relacji. Była zawsze jakby lekko wycofana, żyła w cieniu męża i przyjmowała jego styl zachowania. A tata mroził wszystkich swoim spokojem. Nie było chyba sytuacji, która by go wyprowadziła z równowagi, zawsze na chłodno rozważał wszystkie za i przeciw. No może poza tym jedynym przypadkiem sprzed ćwierć wieku… Wspomnienie tamtych dni znowu wróciło do mnie wzburzoną falą, której tym razem nie zdołałam powstrzymać. Tak, ja, córeczka tatusia i panienka z dobrego domu w wieku siedemnastu lat zaszłam w ciążę z jakimś przypadkowo poznanym chłopakiem. Wtedy wydawało mi się, oczywiście, że to jest wielka miłość na całe życie. Ubogi student, wakacyjne zauroczenie, pierwszy pocałunek… Zostaliśmy kochankami, ale kiedy mój wybranek zorientował się, że jestem w ciąży, zniknął. Po latach dowiedziałam się, że to mój ojciec mu zapłacił, aby ulotnił się na zawsze z mojego życia, ale wtedy to już nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. Moje dziecko nie przeżyło porodu… Kiedy przypomnę sobie jak bardzo walczyłam o to, aby je w ogóle urodzić, to jeszcze dzisiaj chce mi się płakać. Stanowczo sprzeciwiłam się aborcji i zapowiedziałam rodzicom, że jeśli zrobią cokolwiek, aby mnie do niej zmusić, stracą mnie na zawsze. Chyba się tego wystraszyli, jestem przecież jedynaczką. Wysłali mnie za to na kilka miesięcy do dalekiej rodziny w Londynie, pod pretekstem nauki języka. Chodziłam tam do szkoły i w moim liceum wszyscy uważali, że jestem prawdziwą szczęściarą. Wróciłam do Polski, żeby urodzić syna i to był chyba błąd. Teraz myślę, że w angielskim szpitalu miałby szansę przetrwania. W naszym kraju brakowało specjalistycznej aparatury… Zmarł po trzech dniach. Trzymałam go w ramionach tylko chwilę, mojego małego Adrianka, zanim nie zabrano go ode mnie i nie podłączono do tych wszystkich rurek. O jego śmierci poinformował mnie tata i stanowczo sprzeciwił się, abym zobaczyła jego ciałko. Byłam wycieńczona, na wpół przytomna… Podobno zapadłam na gorączkę popołogową. Nie miałam siły się z nim kłócić. Poprosiłam tylko, aby włożył do trumienki pewną rzecz. Talizman… – Zadbam o właściwy pogrzeb! – stwierdził mój ojciec. Po tak traumatycznym przeżyciu już nigdy nie zdecydowałam się na żaden związek z mężczyzną. Nie byłam w stanie także zajść w ciążę. Zdałam doskonale maturę i poszłam na prawo tak, jak życzyła sobie moja rodzina. Nie miało już dla mnie żadnego znaczenia, kim zostanę w przyszłości. Zanim skończyłam dwadzieścia lat, czułam się kompletnie wypalona… A teraz działo się ze mną coś dziwnego... Jakbym budziła się z jakiegoś długiego snu. Pewnego dnia wstałam rano i stwierdziłam, że… znowu mam ochotę zacząć malować! Kiedyś to uwielbiałam. Nawet myślałam poważnie o malowaniu, marzyłam, że zostanę wielką artystką. Po odejściu Adrianka nie sięgnęłam już po pędzel. Aż do teraz… Na zagruntowanym płótnie pojawił się bukiet kwiatów, jak ze snu. Z każdego pąka wychylały się twarzyczki dzieci – szczęśliwe, śpiące, zapłakane. Moje i nie moje zarazem, bo każda z nich była twarzą mojego syna, taką jaką zapamiętałam i taką jaką mogłam sobie tylko wyobrazić… Kiedy skończyłam, zabrałam obraz ze sobą do kancelarii. – Jest piękny! – powiedział Rafał z zachwytem. – Podoba ci się? To takie moje małe rozliczenie z przeszłością. Teraz chciałabym namalować przyszłość… – zamyśliłam się na chwilę, po czym zapytałam. – Chciałbyś mi pozować? – Nigdy tego nie robiłem… – wyraźnie się speszył. – To nie jest trudne, wystarczy tylko się nie ruszać – zapewniłam go. – Dobrze – zgodził się w końcu. Zaprosiłam go na sobotę do siebie. Kiedy przyszedł, posadziłam go na krześle blisko okna. – Tutaj jest doskonałe światło – powiedziałam ustawiając sztalugi. Zaczęłam szkic, ale ciągle coś mi nie pasowało. Zarys głowy był idealny, ale zarys postaci… – Ta koszula jest za sztywna! – zawyrokowałam w końcu, odkładając paletę z farbami. – Mam ją zdjąć? – w jego głosie wyczułam nutę zdziwienia. Mogłam powiedzieć, że tak i wtedy na kilka godzin miałabym tylko dla siebie jego piękne, młode ciało, ale to byłoby bez sensu… Nie zamierzałam go przecież speszyć czy uwieść. – Niezupełnie – odparłam. – Jeśli ci to nie przeszkadza, mam męską jedwabną piżamę w kolorze burgunda. Takie właśnie lubię, chłodne i nieco na mnie za duże. Może mógłbyś ją włożyć? Jestem pewna, że pięknie podkreśli smagłość twojej cery. Kiwnął głową, więc poszłam po piżamę. Kiedy ją miał założyć, wyszłam z pokoju, ale… nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zerknąć na jego piękny tors odbijający się w wiszącym na ścianie lustrze i wtedy… Zobaczyłam na jego szyi ten złoty łańcuszek! Ten złoty łańcuszek! Nawet przez sekundę nie miałam wątpliwości, co widzę. Może i na świecie są miliardy złotych łańcuszków, ale ten był jedyny w swoim rodzaju. Jedyny i niepowtarzalny… Aż się zatoczyłam, jakby pchnięta przez nadnaturalną siłę. Nie byłam w stanie wrócić do pokoju, chociaż wiedziałam, że muszę. W końcu Rafał zawołał, że już jest ubrany… I musiałam tam wejść. – Pięknie! – powiedziałam z udawanym zachwytem przez ściśnięte gardło. – Ale… światło się zmieniło i chyba nie dam już rady malować – dodałam szybko. Popatrzył na mnie z ogromnym zdumieniem, a ja marzyłam tylko o jednym – aby w końcu wyszedł. Chciałam zostać sama… Kiedy zamknęły się za nim drzwi mogłam przestać panować nad swoją twarzą, którą teraz wykrzywił ból nie do opisania, a z moich ust wydobył się nieludzki skowyt. Musiałam wiedzieć! Musiałam o wszystko zapytać ojca! Nie byłam w stanie prowadzić samochodu, więc wezwałam taksówkę. Kiedy stanęłam w drzwiach u rodziców, musiałam wyglądać strasznie, bo ojciec po raz pierwszy w życiu aż się przede mną cofnął. Wkroczyłam do jego gabinetu, a kiedy poszedł tam za mną, zatrzasnęłam drzwi i zapytałam. – On żyje, prawda? – Kto? – spojrzał na mnie zdziwiony. – Mój syn. On wcale nie umarł! – krzyczałam jak opętana. – Co ty mówisz, córeczko? Co to za bzdura! – plątał się. – Oczywiście, że Adrianek zmarł… – Przestań na chwilę i dobrze się zastanów nad tym, co powiesz, bo od tego zależy wszystko. Albo stracisz córkę, albo zyskasz wnuka! – uprzedziłam go zimno. Zamilkł i wpatrywał się we mnie nieruchomo. – Dwadzieścia pięć lat temu poprosiłam cię, abyś włożył do trumienki mojego synka talizman. Złoty łańcuszek, identyczny jak ten, który mam także i ja. Dobrze wiesz, że dostałam je oba od babci. Są niepowtarzalne i bardzo kosztowne… I teraz są dwa wyjścia. Albo trumienka mojego synka została zbezczeszczona i ktoś zabrał z niej łańcuszek, albo go nigdy tam nie włożyłeś, podobnie jak nie ma w niej zwłok Adrianka. To drugie rozwiązanie zakłada, że mój syn żyje – podsumowałam. Długie milczenie ojca było dla mnie dostateczną odpowiedzią. – Dlaczego mi to zrobiłeś? – jęknęłam, patrząc na niego, jak na potwora. – A co? Miałem pozwolić, abyś przez jakiegoś bękarta zniszczyła sobie życie, zawaliła studia? – powiedział. – I co ci przyszło z tego, że ich nie zawaliłam i tak jak ty jestem wziętym prawnikiem? Czy ty nigdy nie zauważyłeś, że ja tak naprawdę umarłam wtedy, razem z moim Adriankiem? – zapytałam go. Spuścił głowę. – Nie zrobiłem mu krzywdy… Oddałem go do adopcji, podobno trafił do bardzo porządnej rodziny… – wyszeptał. – Podobno? To ty tego nie wiesz? Jak dzisiaj nazywa się mój syn? – zapytałam. – Nie wiem, bo nie chciałem tego wiedzieć. To było dla mnie… zbyt bolesne. Wszystkim zajął się dziadek, on spreparował odpowiednie dokumenty do adopcji, w myśl których rodzicami dziecka byliśmy my z twoją mamą. I on tylko wiedział, jak nazywają się jego przybrani rodzice. Przed śmiercią zniszczył dokumenty i zabrał tę tajemnicę ze sobą do grobu – usłyszałam. – Żyłam między potworami… – pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Powiedziałeś, że wyrzeczenie się wnuka było dla ciebie zbyt bolesne, tak? To może teraz ucieszy cię fakt, że mój syn się znalazł. – Co? Jak? To niemożliwe? – na jego twarzy odmalował się prawdziwy szok. – A jednak… Pewnie gdyby w jakiś sposób przejął geny swoich przybranych rodziców, nigdy bym go nie spotkała, bo tkwiłby za ladą apteki w białym fartuchu. Ale na szczęście prawnicze geny Głódkowskich przeważyły! Mój syn, kontynuując naszą rodzinną tradycję, został prawnikiem. Dodam, że bardzo dobrym. Masz więc szansę poznać swojego wnuka i dziedzica kancelarii. – Oszalałaś? Ktoś poznał twoją historię i teraz ci wmawia, że jest twoim dzieckiem, tak? – popukał się po głowie ojciec. – Nie… Ten mężczyzna nie wie o tym, że jest moim dzieckiem, ale świadczy o tym łańcuszek, który nosi! – wypaliłam. – Chcesz oprzeć swoje rozumowanie na kawałku złota? To są tylko… poszlaki! – Opieram się na tym, co mówi moje serce! – stwierdziłam cicho. – Tato, masz tydzień, aby sprawdzić, czy Rafał Janicki jest naprawdę moim synem. Jeśli tego nie zrobisz, odejdę z kancelarii, zmienię nazwisko i już nigdy mnie nie zobaczysz – zagroziłam. Kiedy wychodziłam, ojciec miał zaciętą minę, ale wiedziałam, że się przejął, bo jakby zmalał, przygiął się do ziemi. Odpowiedź na swoje pytanie otrzymałam w trzy dni. – Tak, to twój syn… I mój wnuk – przyznał. Kiedy powiedziałam Rafałowi, że w chwili urodzenia nazywał się Adrian Głódkowski, nie krył zdziwienia. Oboje odetchnęliśmy, znajdując wreszcie wytłumaczenie dla dziwnej więzi, która nas połączyła od pierwszego wejrzenia. Bardzo chciałam, aby syn nosił moje nazwisko i by w jego metryce w rubryce: matka, pojawiło się moje imię, ale się na to nie zgodził. – Wychowała mnie Barbara Janicka, najlepiej jak umiała. Kocham ją. Nie wymażę jej ze swojego życia, bez względu na wszystko – powiedział. Zgodził się jednak dopisać nazwisko Głódkowski do swojego. Uszanowałam jego decyzję i cały czas nie mogę wyjść ze zdziwienia, jak bardzo jednak los był dla mnie łaskawy. Oddał mi syna – dorosłego, mądrego, wspaniałego człowieka. A mój ojciec dostał wnuka, mimo że sobie na niego kompletnie nie zasłużył. Mam tylko nadzieję, że teraz ze wszystkich sił postara się nadrobić te 25 lat rozłąki i wynagrodzi Rafałowi wszystko to, co odebrał kiedyś Adrianowi. Więcej prawdziwych historii:„Wpadliśmy po 3 miesiącach znajomości. Myślałam, że jakoś to będzie, ale on… powiedział, że nie jest gotowy i odszedł”„Miał być tym jedynym, ale w moje urodziny zniknął i nawet mnie o tym nie poinformował. Miał dziecko z inną…”„Moja wnuczka się zakochała, ale rodzice chcą dla niej bogatego męża. Tym przedpotopowym myśleniem zniszczą jej życie…”
Prokuratura Rejonowa w Koninie prowadzi śledztwo w sprawie śmierci noworodka. Dziecko urodziło się w domu, zaraz po porodzie zabrane zostało do szpitala, gdzie zmarło. Na razie nikt nie został zatrzymany, kluczowe będą wyniki sekcji zwłok noworodka. Do tragedii doszło w czwartek w gminie Rzgów. W godzinach porannych kobieta miała urodzić dziecko w łazience. Jej teściowa wezwała na miejsce zespół ratownictwa medycznego. Noworodek miał widoczne obrażenia ciała, został zabrany do konińskiego szpitala. Mimo wysiłku lekarzy zmarł. Śledztwo w sprawie pod kątem dzieciobójstwa wszczęła Prokuratura Rejonowa w Koninie. Na razie śledczy nie chcą ujawniać szczegółów prowadzonego postępowania. Wiadomo, że nikt nie został zatrzymany, a kluczowe mają być wyniki sekcji zwłok dziecka. To one mają wskazać przyczyny zgonu noworodka. fot. archiwum